Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/626

Ta strona została przepisana.

kę, sam ją wychowałem i jedyną moją pociechą było widzieć ją kręcącą się po naszych izdebkach...
Starzec łkał głośno, łzy tamowały mu mowę.
— Tak, proszę pani, to wszystko stało się przez moją chciwość. Gdybym był zdecydował się sprzedać wtedy, gdy za moje osiem akcyj można było dostać sześć tysięcy franków, Natalka dawno już byłaby po ślubie. Ale pani sama wie, że akcye ciągle szły w górę... zacząłem więc myśleć o sobie, chciałem zapewnić na stare lata najprzód sześćset, potem osiemset, potem tysiąc franków rocznej renty, tembardziej że kiedyś przecież i te pieniądze dostałyby się Natalce... Mój Boże! wtedy gdy akcye stały po trzy tysiące franków, trzeba było sprzedać a miałbym w ręku dwadzieścia cztery tysiące franków. Po wypłaceniu Natalce sześciu tysięcy franków posagu pozostałby mi jeszcze kapitalik, od którego miałbym rocznie dziewięćset franków procentu... A ja, stary osioł, chciałem koniecznie dociągnąć do tysiąca!.. Dobrze mi tak! teraz to wszystko razem nic nie warte, nawet dwustu franków!... Ciężko, ciężko zawiniłem! Lepiejbym zrobił, gdybym się był utopił!
Pani Karolina, wzruszona widokiem jego boleści, nie przerywała mu w przekonaniu, że wypowiedzenie wszystkiego ulgę mu przynosi. Wreszcie jednak, pragnąc dowiedzieć się bliższych szczegółów, spytała: