Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/706

Ta strona została przepisana.

cięż, że teraz jestem wesoła i że się śmieję z tego wszystkiego.
Saccard powstrzymał ją gorączkowym ruchem, schwycił ze stołu papiery i podnosząc je w górę, zawołał:
— Niechże pani da pokój! Kiedyś znowu będziemy bogacił
— Jakto?
— Czyż pani przypuszcza, że ja wyrzekłem się moich idej? Siedzc tu od półroku, pracuję nocami całemi, aby wszystko na nowo odbudować. Ci głupcy zarzucają mi, że z tych trzech wielkich naszych interesów tylko towarzystwo połączonych statków dawało zyski, a kopalnie srebra i narodowy bank turecki przyniosły stratę! Naturalnie, obie te sprawy musiały iść kulawo, bo ja nie mogłem czuwać osobiście nad niemi. Ale niech mnie tylko wypuszczą, niech odzyskam wolność, a wtedy zobaczycie!... zobaczycie!...
Błagalnie składając ręce, pani Karolina chciała położyć koniec dalszym wywodom. Ale Saccard zerwał się, wyprostował dumnie małą swą postać i nie zważając na jej prośby, mówił dalej ostrym i przenikliwym głosem:
Obliczyłem już wszystko!... mam wszystkie dane w porządku!... Niechże pani spojrzy! Kopalnie srebra i bank narodowy turecki — to tylko dziecinne zabawki! My musimy wszystko zagarnąć: i Jerozolimę, i Bagdad, i całą Azyę