Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/113

Ta strona została przepisana.

zadowolnienia słusznych może ambicyj... a jednakże odwiedzam tylko po kryjomu naszego kochanego chorego... każdy zaś wie, iż go znam oddawna i kocham jak brata... lecz trudno... trzeba się stosować do swoich przełożonych... więc też strzegę się, by mnie nie widziano, gdy idę do proboszcza Compan... Wszak on sam powiedział mi przed paru dniami, bo pan wiesz, że Compan ma prawdziwie złote serce, sam ostrzegł mnie, dla mojego dobra: „Mój drogi, widzisz, że niedługo umrę a więc jeżeli chcesz być mianowanym na moje miejsce, to nie odwiedzaj mnie zbyt często... Wierzaj mi, że tak trzeba, mój poczciwy, stary przyjacielu... Odwiedzaj mnie nocną porą, by cię nie widziano... zastukaj trzy razy, to ci otworzy moja siostra“. Po tej przestrodze, noga moja nie postała w dzień na probostwie... chodzę tam, gdy noc zapadnie... Bo dlaczegóż mam się sprzeciwiać woli umierającego?.. I tak każdy ma dosyć kłopotów!..
W miarę jak mówił, głos mu się rozrzewniał. Złożył pobożnie ręce, opierając jena zaokrąglonym brzuchu i westchnął, wzruszony tkliwością i delikatnością własnego serca. Łzy nabiegły mu do oczu a usta szeptały:
— Ten biedny, poczciwy Compan... biedny Compan...
Mouret słuchał i z niechęcią zauważył, iż nawet od gadatliwego księdza Bourrette niewiele się dowie o swoim lokatorze z drugiego piętra. Posta-