Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/114

Ta strona została przepisana.

nowił przecież raz jeszcze wrócić do tej kwestyi, ponownie więc rzekł z naciskiem:
— Jednakże ja tyle dobrego słyszałem o księdzu Faujas! Tak mnie zapewniano o wielkim jego rozumie! Owe osoby zdawały się wiedzieć na pewno, iż nasz biskup odda mu niezadługo ważne sprawy do załatwienia.
— Pomylono się... ręczę panu, że się pomylono!... Ksiądz Faujas nigdy nie dojdzie do niczego, żadnej nie ma przyszłości. Mogę panu przytoczyć inny jeszcze przykład... Jak wszystkim wiadomo, bywam co wtorek na obiedzie u naszego szanownego prezydenta, pana Rastoil. W przeszłym tygodniu, zacny ten człowiek polecił mi, abym mu przyprowadził księdza Faujas w następny wtorek. Chciał go poznać i mieć własny sąd o świeżo przybyłym... Otóż nigdybyś pan nie zgadł, co zrobił ksiądz Faujas?.. Wręcz odmówił... tak, kochany panie, ksiądz Faujas nie chciał się stawić na zaproszenie pana Rastoil! Jak się panu podoba tak dziwaczne postępowanie?.. Przedstawiałem mu całą niewłaściwość takiego postanowienia, tłomaczyłem szczegółowo, iż w ten sposób oburzy na siebie całe towarzystwo w Plassans, że będą z niego wszyscy szydzili... a co najgorsza oburzy na siebie księdza Fenil, który nigdy mu nie daruje takiego grubiaństwa wobec pana Rastoil. Lecz uparł się, nie i nie... No i czy pan uwierzy?.. naprawdę nie poszedł! Chyba pan teraz widzisz wyraźnie, iż taki człowiek nigdy do niczego dojść nie