Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/176

Ta strona została przepisana.

nieszczęśliwych kobiet, które weszły do kościoła z sercem przepełnionem rozpaczą a pomodliwszy się wychodziły pocieszone, rozpromienione nadzieją zmiany losu, ukołysane skargą, którą wypowiedziały, wznosząc swe dusze ku niebu. Odtąd, każda z takich kobiet wiedziała, gdzie znajdzie prawdziwe ukojenie i była pozyskaną dla Boga owieczką.
Marta opuściła robotę na kolana i rozmarzona wsłuchiwała się w słowa księdza, którego głos stał się tkliwy, promienny obietnicami nadziemskich rozkoszy.
— Tak, to musi być wielkie szczęście módz się modlić z całego serca... niejednokrotnie myślałam o tem, lecz wprost brakowało mi odwagi, by to lekarstwo wypróbować na sobie...
Rozmowa w tym przedmiocie była dotychczas jedyną, w zamian ksiądz Faujas bardzo często mówił z Martą o miłosiernych uczynkach i o miści bliźniego. Opowiadania swoje urozmaicał przykładami. Marta, słuchając, drżała ze wzruszenia i często nawet płakała nad ludzką niedolą. Te jej rozrzewnienia sprawiały szczególniejszą przyjemność opowiadającemu, codziennie odnajdywał w pamięci przeróżne wzruszające wydarzenia, akcentując stopniowo ich dramatyczność. Marta wpajała wtedy wzrok w twarz księdza, bladła i prawie omdlewała z nadmiaru bólu, wywołanego współczuciem dla ludzi cierpiących zimno i niedostatek, umierających w nędzy, lub też skutkiem