Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/275

Ta strona została przepisana.

i jeden z moich przyjaciół poszedł do ministra i dowiedział się szczegółowo, jak tam stoją twoje sprawy. Otóż w ministeryuia nikt cię nie zna, nikt nie był w stanie objaśnić mojego przyjaciela. Dotarł do samego ministra a ten wyparł się ciebie i powiedział, że się wcale twoim losem nie zajmuje. Jeżeli chcesz, mogę ci pokazać dowody — czarno na białem!
Biskup zaczął otwierać szufladkę biurka, lecz ksiądz Faujas powstał z krzesła i, patrząc mu prosto w oczy, szepnął z ironicznym uśmiechem:
— Ach, Wielebny ojcze, Wielebny ojcze...
Zamilkł na chwilę i, wciąż patrząc na biskupa z rodzajem pobłażliwego politowania — dodał:
— Niechaj będzie podług twej woli, Wielebny ojcze. Zwracam ci dane mi przyrzeczenie. Ale proszę wierzyć, iż w całej tej sprawie chciałem raczej twojego dobra a nie swojego. Później, poniewczasie niestety, wspomnisz to sobie niejednokrotnie i będziesz żałował, Wielebny ojcze, lecz już będzie za późno. Proszę tylko, byś zechciał pamiętać, Wielebny ojcze, że cię przestrzegałem...
Skłonił się i zawrócił ku drzwiom, lecz biskup podążył za nim, zatrzymał go i spytał z najwyższem zaniepokojeniem:
— Co chcesz przez to powiedzieć?... Błagam cię, mów!.. Wiem, że od czasu wyborów, od czasu gdy najniespodziewaniej pan de Lagrifoul został naszym deputowanym, są ze mnie mocno niezadowoleni w Paryżu... Ale to tylko dowodzi,