Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/56

Ta strona została przepisana.

Codziennie o godzinie siódmej rano z koszem w ręku śpiesznie biegnie do miasta za sprawunkami. Musi ona w tym koszu przynosić zapasy wszelkiego rodzaju, zarówno mięso, chleb, wino, jak i węgle, bo nigdy żaden przekupień nie przynosi im żywności. W obejściu bardzo są grzeczni. Róża powiada, iż ją pozdrawiają przy każdem spotkaniu. Najczęściej jednak wychodzą tak cichutko, iż nie można dosłyszeć ich kroków.
— Wątpię, by mogli smacznie jadać... bo nawet ich mieszkanie sprzeciwia się prowadzeniu całkowitego gospodarstwa.
Mouret był niezadowolniony, zauważył bowiem, że prawie niczego się od żony nie dowiedział.
W kilka dni później, Oktawiusz, wróciwszy do domu, powiedział, iż widzał księdza Faujas, wchodzącego do kościoła św. Saturnina. Mouret zalał synowi całą seryę pytań: jakie ksiądz Faujas sprawia wrażenie na ulicy, jaki ma wygląd, czy ludzie patrzą na niego, czy się za nim obracają, co mówią, z kim on rozmawia i po co właściwie chodzi do kościoła?
Oktawiusz zanosił się ze śmiechu i zauważywszy, iż nie zdoła odpowiedzieć na tyle pytań rzekł:
— Otóż mogę ojca zapewnić, iż na słońcu sutana księdza Faujas wygląda przerażająco nędznie. Jest przytem cała ruda. Zauważyłem, iż zapewne skutkiem tego księżyna biegnie tuż pod domami, w cieniu, bo tym sposobem sutana wydaje się czar-