Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/590

Ta strona została przepisana.

Nie chciał jej nic przyrzekać, nakazując tylko, by wszystkie skradzione rzeczy odniosła na miejsce. Przez tydzień następny pilnował, by stopniowo znosiła na dół przedmioty napełniające kufer. Patrzał, gdy napełniała kieszenie i czekał, by znów wróciła po drugi ładunek. Dla zachowania tajemnicy i niezwrócenia uwagi, pozwalał jej tylko na dwukrotne odstawienie nakradzionych przedmiotów. Miało to miejsce wieczorem, gdy Marta i Róża były już w sypialni. To oddawanie zdobyczy stało się męką dla pani Faujas. Bolała nad każdym przedmiotem, lecz powstrzymywała łzy, któremi nabrzmiewały jej powieki. Ręce jej drżały silniej, aniżeli w chwili gdy opróżniała szafy na dole. Ostatecznym dla niej ciosem było spostrzeżenie, iż Olimpia wszystko odkryła i spuszczała się na dół, by zabierać oddawane przez matkę rzeczy, w miarę jak je kładła na miejsce. A więc bielizna, zapasy, niedopalone świece, z jednej złodziejskiej kieszeni natychmiast przechodziły do drugiej... Serce pani Faujas wezbrało goryczą i pod wrażeniem nowego tego nieszczęścia — zawołała zbuntowana:
— Nie będę odnosiła tych rzeczy! Twoja siostra je kradnie, w miarę jak je odnoszę! Ach, łajdaczka! Lepiej już było oddać jej cały kufer od razu na pastwę! Musiała się obłowić! Pewnie nie jeden naciułała tłomok! Owidzie, błagam cię, pozwól, niech mi zostanie to co mam jeszcze w ku-