Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/601

Ta strona została przepisana.

nagle wyrosłego władcy, gorzką była ich sercom i pragnęli, by im jaki zbawca przywrócił swobodę. Dla tego, w dniu gdy pani Paloque spytała o księdza Fenil, wszystkie oczy się spuściły ku ziemi, tak iż pani sędzina zmuszoną była zapytać powtórnie:
— Cóż się dzieje z księdzem Fenil?... Od wieków nie widziałam go i od wieków nic o nim nie słyszałam?
Nikt nie odpowiadał, spojrzano na pana de Condamin, jako na jedynego człowieka, mogącego się zaryzykować na grunt tak niebezpieczny. Zrozumiawszy czego od niego żądają, rzekł spokojnie:
— O ile wiem, ksiądz Fenil siedzi u siebie wsi i rozkoszuje się swoją posiadłością.
A pani de Condamin dodała z ironicznym uśmiechem:
— Dobrze robi, że siedzi u siebie na wsi. Jego rola w Plassans już się skończyła i to skończyła na zawsze!
A więc tylko Martą nie mógł zawładnąć. Ona jedna stawiała opór jego woli, jakkolwiek silił się jako ksiądz i jako mężczyzna, ugiąć ją, złamać i stłumić w niej płomień miłości, jaką ją natchnął. Obojętna na jego wysiłki, niedostrzegająca jego oporu, żyła uniesiona swą żądzą, spragniona uspokającej ekstazy, niebytu z nadmiaru rozkoszy. Nie mogąc doścignąć tego jasnego szczęścia, uchodzącego przed nią coraz dalej i dalej, cierpiała ktausze w niemocy ciała swojego. W tym koście-