Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/68

Ta strona została przepisana.

cych w przeciwnym kierunku zatrzymało się przy bramie i wkrótce weszło przez otwartą w niej furtkę. Ksiądz Faujas zeszedł z chodnika, chcąc ominąć tych panów a gdy ciż weszli do domu pana Rastoil, nagle się obrócił, skutkiem czego spotkał się twarz w twarz z idącym tuż za nim panem Mouret. Natychmiast powitał go uprzejmie i rzekł ze zwykłą sobie grzecznością
— Niezmiernie się cieszę, że pana spotykam. Miałem zamiar stawić się dziś wieczorem w mieszkaniu pańskiem. Chciałem bowiem pana powiadomić, iż w czasie ostatnich deszczów zrobiła się pręga na suficie w moim pokoju, widocznie woda tamtędy przecieka.
Mouret stał naprzeciwko niego i, zmięszany, zaczął coś mówić, jąkając się niewyraźnie, że jest gotów na każde zawołanie swoich lokatorów. Poszli razem ku domowi, wreszcie Mouret zapytał się, o której godzinie może zajść na drugie piętro dla zobaczenia uszkodzonego sufitu.
— Zaraz możemy tam zajść — odrzekł ksiądz. — Tylko może pan zajęty, może to dla pana niedogodnie będzie trudzić się tem natychmiast?
Mouret zapewnił go iż przeciwnie, zajdzie zaraz, by złe usunąć jak najrychlej. Weszli na schody razem, co ujrzawszy, Róża wypadła ze swojej kuchni, co prędzej do sieni odprowadzając ich oczyma wzdłuż poręczy, oniemiała aż z podziwienia.