Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/689

Ta strona została przepisana.

— Nikt go nie będzie żałował! Chyba ten biedny ksiądz Bourrette, którego naiwność przechodzi wszelkie granice. Tak, teraz wszyscy odetchniemy swobodniej. Czyś pan zauważył do jakiego stopnia był on nieznośny od czasu wyborów?... Traktował nas jak swoich niewolników. Biskup odmłodnieje i wyzdrowieje po tem co zaszło... Nakoniec Plassans odzyskało swobodę!
— Kto się musiał ucieszyć to państwo Rougon — zauważył pan de Condamin.
— Naturalnie, że się ucieszyli, jeżeli już wiedzą o szczęściu, jakie ich spotyka! Zagarną Plassans w dziedzictwie po nieboszczyku. Dla nich to prawdziwa gratka! Byliby hojnie zapłacili temu, kto podłożył ogień.. Teraz staną się wszechwładną potęgą w Plassans podbitem przez księdza Faujas!
Macquart odszedł, niezadowolony z tego co usłyszał. Zaczął się obawiać, że się przerachował. Owa radość państwa Rougon przygnębiała go, bo nie znał wyraźnej jej przyczyny. Doszedł do przekonania, że państwo Rougon zwykli są postępować obłudnie, i że każdy mający z nimi do czynienia, wyjdzie źle, odarty jakby przez opryszków, zaczajonych przy rozstajnych drogach. Idąc zwolna przez plac podprefektury, Macquart poprzysiągł sobie, że nigdy już nie będzie pracował tak na oślep.
Wszedłszy na schody domu państwa Rougon, by zobaczyć co się dzieje z umierającą Martą, spotkał Różę siedzącą przed drzwiami pokoju chorej. Na