Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Cały pułk, zwabiony zapachem, zgromadził się i utworzył koło. Co za uczta! Gęś pieczona, kartofle gotowane, chleb, ser! Gdy Jan pokrajał gęś, cała sekcya miała jej do syta. Już nie dzielono jej, każdy jadł ile chciał, nawet kawałek zaniesiono artylerzystom, którzy użyczyli szpagatu.
Oficerowie pułku tego wieczora pościli. W skutek omyłki ze strony zarządu, furgony markietańskie zabłądziły, idąc zapewnie za konwojem. Jeżeli żołnierze cierpieli gdy nie było rozdziału żywności, to w rezultacie zawsze sobie znaleźli co do jedzenia, pomagali sobie, sekcye dzieliły się wzajemnie tem co miały; gdy tymczasem oficerowie zostawieni samym sobie, opuszczeni, umierali z głodu po prostu.
To też Chouteau, słysząc że kapitan Beaudoin złorzeczył temu, że furgony z żywnością nie nadeszły, śmiał się, zajadając szmalec gęsi i przypatrując się z pod oka kapitanowi przechodzącemu z miną kwaśną i dumną. Mrugnął ukazując na niego i rzekł:
— Patrzcie, nos mu się rusza!... Dałby sto su za kuperek.
Wszyscy szydzili z głodu kapitana, którego nie lubili; zbyt był młody i surowy, prawdziwy stokfisz jak go nazywano. Zdawało się przez chwilę, że chce zapytać się sekcyi, zkąd wzięła pieczeń, która powszechne wywołała zdziwienie. Ale obawa okazania się głodnym zapewne, kazała mu