Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

Rabunek trwał do nocy. Domy nie miały już wcale drzwi, wszystkie okna były wybite, zwłaszcza na dole; można było przez nie widzieć szczątki mebli wewnątrz, prawdziwe zniszczenie, które oburzało najspokojniejszych nawet ludzi... Nie mogłam tu już dłużej zostawać, mogłabym oszaleć. Chciano mię zatrzymać, mówiono mi, że drogi są zajęte, że mię z pewnością zabiją — nie słuchałam tego, pojechałam i zaraz wyjechawszy z Raucourt rzuciłam się na pole, na prawo. Olbrzymie mnóstwo powózek francuzkich i pruskich ciągnęło z Beaumont. Dwie z nich przejechały obok mnie, w ciemności, a rozlegał się z nich krzyk i jęk... przerażona, pędziłam na przełaj przez pola, przez lasy, już nie wiem jak, robiąc wielkie koło od strony Villers... Trzy razy ukrywałam się, bo zdawało mi się, że słychać żołnierzy. Ale spotkałam tylko jakąś kobietę także uciekającą z Beaumont, która mi opowiadała straszne historye. Włosy na głowie powstają... Nakoniec jestem tu, bardzo nieszczęśliwa, o! bardzo nieszczęśliwa.
Łzy ją znów dusić poczęły, ale wspomnienie widzianych rzeczy zmusiło ją niejako do opowiadania tego, co słyszała od kobiety z Beaumont. Kobieta owa zamieszkiwała przy głównej ulicy wioski; przez ulicę tę przechodziła artylerya niemiecka od zachodu słońca. Po obu stronach drogi szereg żołnierzy niósł pochodnie z gałęzi, oświecając gościniec czerwonawym blaskiem pożaru. A środkiem płynęła rzeka: koni, dział, jaszczy-