Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

Byłem przed chwilą głupcem; trzeba się bić, bo takie jest prawo!
Uśmiechnął się i powtórzył słowa Weissa:
— A zresztą, zobaczymy...
Znowu owładnęły nim żywe złudzenia, potrzeba zaślepienia dla jego chorobliwej uczuciowości nerwowej.
— Ale, ale — zawołał wesoło — a kuzynek Gunther?
— Przecież kuzynek Gunther — odrzekła Henryeta — należał do gwardyi pruskiej... Czy ta gwardya jest tu także?...
Weiss odpowiedział ruchem, że nie wie; toż samo obaj żołnierze, nie mogąc stanowczo twierdzić, gdyż i generałowie nie wiedzieli, jakiego nieprzyjaciela mają przed sobą.
— No, chodźmy! Odprowadzę was — mówił Weiss. — Przed chwilą dowiedziałem się, gdzie obozuje pułk 106 ty.
I wracając się do żony uwiadomił ją, że przed nocą do domu nie wróci, że będzie spał w Bazeilles. Kupił tam niedawno domek, który właśnie kończył urządzać, chcąc go zamieszkać aż do zimy. Domek ten stał w sąsiedztwie farbiarni, należącej do pana Delaherche. Niepokoił się trochę o zapasy, jakoż schował był już do piwnic, beczkę wina i dwa worki kartofli. Chciał więc iść, gdyż jak mówił, pewny był, że maruderzy zrabują dom, zastawszy go pustym, gdy zaś będzie w nim