Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

tłomaczyli się, gdy nagle z pośrodka mgły rozległ się głos donośny:
— A to co? kto tam do wszystkich dyabłów się kłóci?
I ukazał się porucznik Rochas, w kepi spłowiałem od deszczu, w płaszczu bez guzików w postawie chudej i zmęczonej, w stanie opuszczenia i nędzy. Mimo to miał minę zwycięzką, zwrok błyszczący, wąsy do góry najeżone.
— Panie poruczniku — odrzekł Jan na pół nieprzytomny od gniewu — to te łajdaki krzyczą, że generałowie nas sprzedali...
W ciasnej głowie Rochasa, myśl zdrady wydawała się naturalną, gdyż tłomaczyła mu klęskę, której on pojąć nie mógł.
— A więc, cóż ich to obchodzi, że są sprzedani? Co im do tego?... To nie przeszkadza, że prusacy są przed nami i że damy im takie cięgi, jakie długo popamiętają.
W dali, przez gęstą zasłonę mgły, działa w Bazeilles nie przestawały ryczeć. Wyciągnął rękę.
— A co! teraz się to skończy. Odprowadzimy ich do domu, tłukąc kolbami.
Od chwili gdy usłyszał huk dział, o wszystkiem zapomniał. O powolności ruchów, o ich niepewności, o demoralizacyi wojsk, o klęsce pod Beaumont, o ostatniem konaniu, jakiem był gwałtowny i przymuszony odwrót na Sedan. Zaczęto się bić, więc zwycięztwo jest pewnem. Nic się nie nauczył i niczego nie zapomniał, zachował zu-