Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/331

Ta strona została uwierzytelniona.

Wie, że mamy miejsca dosyć w fabryce, i oddałam już dziedziniec i suszarnię do dyspozycyi tych panów... Tylko, wypada żebyś zeszła.
— Och, zaraz! — zawoła Henryeta, zbliżając się. Pomożemy im.
Gilberta okazała bardzo wiele gorliwości a nawet zapału w tej nowej roli infirmerki. Zarzuciła zaledwie chustkę koronkową na włosy i wszystkie trzy kobiety zeszły. Na dole, gdy stanęły w obszernym przedsionku, spostrzegły zbiegowisko na ulicy przez otwarte na oścież drzwi. Jakiś wóz nizki zbliżał się powoli, zaprzężony w jednego konia, którego porucznik od żuawów za cugle prowadził. Sądziły, że to jest pierwszy ranny, którego do nich wiozą.
— Tak, to tu, to tu... wjedź pan!
Ale wyprowadzono je z błędu. Ranny, leżący w głębi wózka, był to sam marszałek Mac-Mahon. Wieziono go do podprefektury, po zrobieniu mu pierwszego opatrunku w jakimś domku ogrodnika. Był z gołą głową, na pół rozebrany, hafty złote munduru zabrudzone kurzem i poplamione krwią. Nie mówiąc nic, podniósł głowę i patrzał wzrokiem bezmyślnym. Ale spostrzegłszy trzy kobiety, przestraszone, z rękami załamanemi wobec tego nowego i wielkiego nieszczęścia, tej armii pozbawionej wodza prawie przy pierwszych strzałach, schylił lekko głowę z uśmiechem słabym i ojcowskim. Inni, rozgorączkowani, opowiadali już, że