Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
30
POGROM.

twarz Loubeta i Lapoulle’a, Chouteau i Pache’a, którzy chrapali zawzięcie z ustami otwartemi. Zorza żałobna jaśniała pośród mgły szarej, podnoszącej się tam w głębi, z dalekiej rzeki.

II.

Koło godziny ósmej słońce rozpędziło ciężkie mgły i wesoła, gorąca niedziela sierpniowa zajaśniała nad Milhuzą, nad obszerną i żyzną płaszczyzną. W obozie, teraz zbudzonym ze snu, szemrzącym życiem, słyszano dzwony wszystkich parafij, dźwięczące w wilgotnem powietrzu. Ta piękna niedziela straszliwej klęski, jaśniała weselem, niebem czystem dnia świątecznego.
Gaude nagle zatrąbił na śniadanie, co bardzo zadziwiło Loubeta. Co to znaczy? czyżby to były owe kury, które obiecał wczoraj Lapoulle’owi? Urodzony wśród hal paryzkich, na ulicy de la Cossonnerie, syn nieprawy przekupki, zaciągnął się do wojska za „kilka groszy“ jak mówił, skosztowawszy wprzódy wszelkiego rodzaju rzemiosł; był łakotnisiem, wiecznie tylko marzącym o przysmakach. Pobiegł więc zobaczyć co to takiego, podczas gdy Chouteau, artysta, malarz pokojowy z Montmartre, mężczyzna piękny i rewolucyonista, wściekły że go znów powołano do szeregów, pokpiwał sobie ostro z Pache’a, którego schwycił klęczącego poza namiotem i odmawiającego pacierze. A to dopiero nabożniś! czemu