Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/417

Ta strona została uwierzytelniona.

cych, takich jakich wymagał stan rozpaczliwy rannego. W obawie krwotoku, Bouroche przystępował natychmiast do operacyi. Niemniej nie tracił czasu na poszukiwanie kuli w głębi rany, jeżeli ta kula mieściła się w jakiem miejscu niebezpiecznem, np. w dole szyi, w pachwinie, pod kolanem lub t. p. Inne rany, które wolał zostawić czasowi, były poprostu opatrzone tylko przez pomocników pod jego osobistym nadzorem. Już sam dokonał czterech amputacyj, przerywając je krótkim spoczynkiem, lub wyjmowaniem kul temu i owemu, i zaczął uczuwać zmęczenie. Były tylko dwa stoły, jego i drugi, na którym pracował jeden z jego pomocników. Zawieszono zasłonę między temi stołami, ażeby operowani nie mogli się widzieć nawzajem. Mimo zmywania stołów gąbką, przybrały one wkrótce kolor czerwony; kubły stojące o kilka kroków, w których wodę świeżą jedna szklanka krwi zaczerwieniała, zdawały się zawierać w sobie teraz krew czystą, krew wyciekającą i płynącą wśród kwiatów trawnika. Jakkolwiek dostęp świeżego powietrza był znaczny, mimo to biła woń silna z tych stołów, bielizny, narzędzi, połączona z ckliwym zapachem chloroformu.
Delaherche w gruncie rzeczy litościwy, drżał z uczucia litości, gdy zwrócił jego uwagę powóz wjeżdżający w bramę. Natrafiono widocznie na ten pański wehikuł i napakowano weń rannych. Było ich tam ośmiu, leżących na sobie. Fabry-