Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/532

Ta strona została uwierzytelniona.

niec płaszczyzny odgłos drżący ich biegu. Sylwina natychmiast skoczyła przed wózek, z rękami rozwartemi szeroko, jak gdyby je chciała zatrzymać ruchem szalonej odwagi. Na szczęście zwróciły one na lewo, zmuszone do tego pochyłością gruntu. Byłyby wszystko stratowały. Ziemia drżała, kopyta ich wyrzucały deszcz kamieni, grad pocisków, które skaleczyły osła w głowę. I znikły w głębi wąwozu.
— To głód je zmusza do biegu — rzekł Prosper. — Biedne stworzenia!
Sylwina, owiązawszy ucho osła własną chustką, schwyciła znów za lejce. I mały orszak ponury przeszedł płaszczyznę drogą odwrotną, by jak najprędzej dostać się do Remilly, oddalonego o dwie mile. Prosper co krok się zatrzymywał, oglądał konie zabite, z sercem ściśniętem, że się oddala, nie zobaczywszy Zefira.
Niedaleko lasu Garenny, gdy skręcali na lewo, by wydostać się na drogę, którą szli rano, posterunek niemiecki zażądał od nich przepustki. Teraz nietylko że im nie zabroniono wstępu do Sedanu, ale owszem nakazano przejechać przez miasto, pod groźbą zatrzymania. Nie było co mówić, zwłaszcza że tym sposobem zyskiwali dwa kilometry drogi, z czego byli bardzo zadowoleni ze względu na swe zmęczenie.
Ale w Sedanie pochód ich został utrudniony w sposób szczególny. Zaledwie przebyli fortyfikacye, otoczył ich zaduch, całe stosy gnoju docho-