Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/614

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieje każdego dnia z najdrobniejszemi szczegółami.
— Ach! — powtarzała — biedne dzieci, biedne dzieci!
Nie był to szpital, jaki zwykle bywa w czasie trwającej bitwy, gdzie krew świeża płynie, gdzie amputacye odbywają się na ciele zdrowem i różowem. Był to szpital zupełny, gnijący, cuchnący gorączką i śmiercią, całe miesiące powolnej rekonwalescencyi, ciągłe konania. Doktór Dalichamp z wielkim trudem wystarał się o łóżka, sienniki, kołdry konieczne; i codzień jeszcze utrzymanie chorych, chleb, mięso, leguminy, nie mówiąc o bandażach, przyrządach, zmuszały go do czynienia prawdziwych cudów. Prusacy, zająwszy lazaret wojskowy w Sedanie, odmówili mu wszystkiego, nawet chloroformu, musiał więc wszystko sprowadzać z Belgii. Mimo to przyjmował równie chętnie rannych niemców, jak i francuzów, doglądał zwłaszcza kilkunastu bawarów, pozbieranych w Bazeilles. Ci nieprzyjaciele, którzy wzajemnie się dusili, leżeli teraz obok siebie, w dobrem porozumieniu wspólnych cierpień. I jakiż widok grozy i nędzy przedstawiały te duże sale starej szkoły w Remilly, zawierające w sobie kilkadziesiąt łóżek, oświeconych bladym blaskiem wielkich okien!
W dziesięć dni po bitwie przyprowadzano jeszcze rannych, zapomnianych, odszukanych po różnych kątach. Czterech zostało w jednym z pustych