Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/620

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie parobkiem, zajmującym się wraz z Sylwiną gospodarstwem domowem, podczas gdy Prosper trudnić się będzie robotami w polu.
Pomimo okropnych czasów, jeden parobek więcej nie był zbytecznym u ojca Fouchard, którego interesa szły doskonale. Podczas gdy cały kraj jęczał, wytaczał wszystką swą krew, zdołał on tak dalece rozszerzyć swój handel jako rzeźnik szpitalny, że teraz bił trzy a nawet cztery razy więcej bydła. Opowiadano sobie o korzystnym handlu, jaki w d. 31 sierpnia prowadził z prusakami. On, który dnia 30 bronił swych drzwi przeciw żołnierzom 7-go korpusu, ze strzelbą w ręku, nie chcąc im sprzedać ani kęska chleba, krzycząc że dom jest pusty, teraz stał się kupcem wszystkiego, i d. 31, przy pojawieniu się pierwszych żołnierzy nieprzyjacielskich, wydobył ze swych piwnic mnóstwo żywności, którą pochował po rozmaitych dziurach. Odtąd był jednym z największych dostarczycieli mięsa dla wojsk niemieckich, nadzwyczaj zręczny przy sprzedaży, każąc sobie dobrze płacić. Inni uskarżali się na surowe wymagania zwycięzców, on nie dostarczył nawet korca mąki, kwarty wina, ćwiartki wołu, by nie był za to doskonale zapłacony. Mówiono o tem dużo w Remilly, uważano to za rzecz brzydką dla człowieka, który stracił dopiero co syna na wojnie, którego grobu nawet nie odwiedził i który sama Sylwina utrzymywała. Mimo to szanowano go za to, że