Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/628

Ta strona została uwierzytelniona.

czem. Zawsze czarno ubrana, w stroju wdowim, przestała być niejako kobietą.
Jan, ilekroć został sam, co zawsze przytrafiało się po południu, rozmyślał głęboko. To co do niej czuł, było wdzięcznością nieskończoną; rodzajem szacunku religijnego, usuwającego na stronę wszelką myśl o miłości, jak świętokradztwo. A jednakże mówił sobie, że gdyby był miał taką jak ona żonę, tak czułą, słodką i czynną — życie zmieniłoby się wprawdziwie rajskie istnienie. Jego nieszczęście, złe lata jakie przepędził w Rognes, niedola małżeńska, śmierć gwałtowna żony, cała ta przeszłość — przypominała mu się z dotkliwym żalem, z nadzieją niejasną, na pół określoną, że należy jeszcze raz pokusić się o szczęście. Zamykał oczy, wpadał w półdrzemkę, i widział się w Remilly, ożenionym, właścicielem gruntu wystarczającego na wyżywienie rodziny złożonej z dzielnych ludzi, pozbawionych wszelkich pragnień, Było to tak łatwem, a jednak nie istniało i nigdy zapewne istnieć nie będzie. Zdawało im się, że zdolnym jest tylko do przyjaźni, że kocha Henryetę dla tego, że stał się bratem Maurycego. Potem, te nieokreślone sny o małżeństwie zmieniły się w rodzaj pociechy, w marzenia, o których się wie, że są niemożliwe do urzeczywistnienia, a któremi się pieścimy w godzinach smutku.
Co do Henryety, ta pozostała zawsze jednakową. Od chwili straszliwego dramatu w Bazeil-