Strona:PL Zola - Rzym.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

nencyi przez zamiłowanie skromności urzędów. Nagrodą jego poświęcenia było zaufanie jakiem obdarzał go kardynał, niejednokrotnie stosując się do jego zdania. Don Vigilio mówił to z ironią i skrytą goryczą, zatrzymując się, by badawczo spojrzeć na Piotra a nabierając przekonania, iż ten świeżo przybyły cudzoziemiec nie może należeć do żadnej tutejszej bandy, stawał się mniej oględnym i wyspowiadał się z nieznaną sobie samemu szczerością. Wyzwoliwszy się chwilowo z chorobliwego niedowierzania, mówił:
— Tak, tak, bywam często przeciążony pracą i to ciężką pracą... Jego Eminencya należy do kilku kongregacyj: Świętego-Oficyum, Indeksu Konsystoryum. Wszystkie papiery ztamtąd nadsyłane ja muszę przeglądać, utrzymywać i załatwiać wynikające z tego sprawy. Wszystko to w moich rękach jest złożone i na mnie spoczywa. Każdą sprawę muszę rozpatrzyć, zrobić stosowne o niej sprawozdanie, słowem przeżuć całą robotę. Prócz tego muszę załatwiać liczną korespondencyę Jego Eminencyi. Lecz na szczęście kardynał jest świętym człowiekiem, niewdającym się w żadne intrygi ani koterye, więc mogę żyć przy nim spokojnie i zupełnie na uboczu.
Piotr słuchał tych szczegółów z wielkiem zajęciem, pozwalało mu to bowiem na utworzenie sobie prawdziwego pojęcia o sposobie życia wielkiego dostojnika Kościoła, o czem krążyły le-