Strona:PL Zola - Rzym.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

Colonna, ze wspaniałą kolumną Marka-Aureliusza. Jest to punkt najruchliwszy w stolicy, zalega go bezustannie tłum ludzi spacerujących i bawiących się głośną rozmową. Aż do Piazza del Popolo, Dario bezustannie zwracał uwagę Piotra na pałace, na poprzecznie biegnące ulice, na kościoły. Jeden z nich, Santa Trinita dei Monti, na końcu ulicy Condotti, ukazał się na wyżynie tryumfalnych schodów, cały ozłocony bogactwem zachodzącego słońca. Po za tym, pełnym piękności widokiem, nic nie wzbudziło podziwu Piotra. Corso było wązką, pozbawioną powietrza, ciasną ulicą, pałace podobne były do szpitali lub koszar, plac Colonna raził brakiem zieloności.
Dojechawszy do Piazza del Popolo, powóz zawrócił z powrotem ku Piazza di Venezia, co powtórzyło się jeszcze raz drugi, trzeci, czwarty, bez końca. Dario uśmiechnięty, uszczęśliwiony, wychylał się z powozu, patrzał, kłaniał się znajomym i oddawał powitalne ukłony innych. Na chodnikach, po obu stronach ulicy, defilował zbity tłum pieszo idących. Tysiące oczów zaglądało w głąb powozów, tysiące rąk zamieniało powitalne znaki z jadącymi. Liczba powozów wciąż się mnożyła, już teraz konie tylko stępa iść mogły. Przypatrywano się sobie, dotykano się nieledwie w tych dwóch szeregach pojazdów, których jedna linia wymijała wciąż drugą. Tak zwany cały Rzym był tutaj zgromadzony, zbity,