Strona:PL Zola - Rzym.djvu/480

Ta strona została uwierzytelniona.

włoskich. Doznawał wrażenia, że znajduje się w kolosalnej sali przed rozpoczęciem koncertu. Dokoła niego w trybunie, w której się znajdował, rozmawiali mężczyźni w strojach balowych a panie, chociaż wszystkie czarno były ubrane, przyniosły z sobą wachlarze i lornetki jak do opery, śmiały się i rozmawiały, świergocąc jak ptaki cieszące się ciepłem i jasnością promieni słonecznych. Były to przeważnie niemki, angielki a zwłaszcza amerykanki, odznaczające się wdziękiem i wesołością. Na trybunie, przeznaczonej dla arystokracyi rzymskiej, Piotr poznał Benedettę i donnę Serafinę: kobiety tam siedzące urozmaiciły prostotę obowiązkowej czarnej sukni wspaniałością welonów koronkowych, upiętych malowniczo na typowych i przeważnie pięknych głowach. Na trybunie kawalerów maltańskich, na przodzie zasiadł wielki mistrz zakonu rycerskiego otoczony komandorami w pełnym stroju. Zaś trybuna dyplomatyczna, przepełniona ambasadorami wszystkich państw katolickich, lśniła złotem haftowanych mundurów.
Oczy Piotra biegały wszakże dalej i z najwyższem zajęciem patrzał na tłum, wśród którego zbita masa pątników, przybyłych do Rzymu ze świętopietrzem, zginęła, malejąc wobec dziesiątków tysięcy wiernych. Bazylika mogła pomieścić osiemdziesiąt tysięcy ludzi, dziś zatem była tylko w połowie napełnioną, tłum snuł się swobodnie wzdłuż naw, obwieszonych czerwonym adamaszkiem,