Strona:PL Zola - Rzym.djvu/603

Ta strona została uwierzytelniona.

!.. Ach a teraz... teraz, jeżeli cię ona zabierze... pierw nim miłością naszą będziemy złączeni... ach, jeżeli mnie ona zawiedzie... jeżeli wydrze cię z moich objęć, pierw nim będę twoją... jaki żal, jaki okrutny żal mieć będę do niej... jakże do końca życia cierpieć będę, żałując, iż z tobą nie zatraciłem duszy!... Wolę nie dostąpić zbawienia... wolę nieba się wyrzeć a być twoją... ach, najdroższy... czy słyszysz!... ja pragnę być twoją... złączyć naszą krew z sobą, spoić nasze usta w bezgranicznem oddaniu się miłosnem...
Piotr słuchał z osłupieniem, patrząc na ten miłosny szał Benedetty. Więc to była ta sama kobieta, tak zawsze spokojna, rozsądna, cierpliwa i myślą naprzód zabiegająca, by jak najlepiej zorganizować przyszłe swe szczęście?.. Słyszał jej miłośne zaklęcia, widział ją namiętnie całującą i obejmującą Daria i jeszcze jakby nie wierzył rzeczywistości. Wszak ta Benedetta była zwykle tak dziewiczo skromną, powściągliwą w okazywaniu uczucia, wdzięk jej naiwnej niewinności zdawał się wynikać z głębi jej natury... Widocznie pod nagłem wrażeniem okrutnego ciosu, wzburzyła się w niej namiętna krew rodu Boccanera. Atawizm ujawnił się, bo grożące niebezpieczeństwo pozrywało pęta, krępujące w zwykłych okolicznościach. Jakaż siła była w jej miłości, jaka duma i jakie niepohamowane pragnienie użycia! Domagała się praw swoich natural-