Strona:PL Zola - Rzym.djvu/640

Ta strona została uwierzytelniona.

many we wzorowym porządku a jasne, jesienne słońce rozweselało wygląd grobowców, które zadziwiły Piotra swem bogactwem. Jakież piękne i rozliczne napotkał tam marmury, bo wszystko na tem cmentarzu było z marmurów, posągi, kaplice, mauzolea. Dzisiejsi rzymianie, potomkowie rzymian stawiających olbrzymie grobowce przy via Appia, przez atawizm otaczają śmierć pompatycznością wrodzonej sobie dumy. Zwłaszcza część cmentarza, gdzie arystokracya miała swe grobowce, przypominała pragnienia wypowiedziane niegdyś ogromem mauzoleów przy via Appia. Dziś toż samo było silenie się na monumentalność. Kaplice miały rozmiary świątyń, posągi były zdumiewającej wielkości, a czasami grupowały się, tworząc całość bardzo wątpliwego smaku; brak artyzmu był rażący, nie ubiegano się za pięknem, lecz za bogactwem użytych materyałów. Nagrobki te kosztować musiały miliony. Miłą dla oka była tylko nieskazitelna białość marmurowych posągów, wdzięcznie uwydatniona na tle ciemnych drzew cmentarza. Słoneczne, suche powietrze tutejsze chroniło posągi od plam i omszałości, zanieczyszczających marmury wystawione na działanie dżdżystego, bardziej północnego klimatu.
Benedetta słuchała, milcząc, lecz wzruszona rozdrażnieniem Daria, zwróciła rozmowę w inną stronę, zapytując Celię: