Strona:PL Zola - Rzym.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

herbowej, po nad drugiem parterowem oknem, odpowiadał rodzaj kapliczki, jakich sporo napotyka się w Rzymie: Matka Boska ubrana w atlasową suknię a przed nią lampka płonąca dniem i nocą.
Podług przyjętego obyczaju, dorożkarz chciał skręcić w podwoje otwartej bramy, lecz Piotr powstrzymał go, nagle onieśmielony.
— Nie, nie, ja tutaj wysiądę.
Zapłaciwszy dorożkarza, wszedł pod ciemne sklepienie bramy, po drugiej stronie której znalazł się na środkowem pałacowem podwórzu, nie napotkawszy żywego ducha.
Kwadratowy, obszerny dziedziniec był dokoła okrążony portykiem jak klasztor. Po bokach cichego krużganku, leżało mnóstwo zdruzgotanych rzeźb, wykopalisk i uszkodzonych posągów. Apollo z odtrąconemi ramiony, Venus z połową tylko postaci. Drobniutka trawka zarastała pomiędzy kamieniami wykładającemi ziemię w mozajkę białą i czarną. Zdawało się, że słońce nigdy nie zagląda w ten pleśniejący dziedziniec. Mroczno tu było, wilgotno i cisza panowała jak w grobie, pustkowie to zaległ śmiertelny smutek, zgasłej, dawnej wielkości.
Piotr, trzymając w ręku swą walizkę, szukał napróżno odźwiernego lub sługi. Wtem, po za inną sklepioną bramą, zdawało mu się, że dostrzegł jakąś przemykającą się ludzką postać, pośpieszył więc tam i znalazł się wśród niewiel-