Strona:PL Zola - Rzym.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadała mu, że księżna wyszła a contessina nieco dziś cierpiąca, jeszcze jest w swoich pokojach. Piotr wiedział, że pomimo małżeństwa Benedetty, domownicy pałacu Boccanera, niezmiernie do niej przywiązani, zowią ją po dawnemu hrabianką.
Wiktorya upewniała, że nie potrzebuje meldować paniom przybycia gościa, albowiem otrzymała rozkazy odnośnie do jego osoby.
Główne wejście na pałacowe schody, znajdowało się w rogu podwórza pod sklepionym krużgankiem. Sień i schody miały monumentalny wygląd, stopnie były nizkie, szerokie a spadek tak łagodny, że możnaby konno wjeżdżać na piętra. Ale kamienne ściany świeciły nagością a przedsionki na zakrętach były puste, głuche; melancholia śmierci zdawała się opadać z wyniosłych tych sklepień.
Przystanąwszy na pierwszem piętrze, Wiktorya uśmiechnęła się, widząc zdziwienie Piotra. Pałac zdawał się być pusty, niezamieszkany, najlżejszy szmer nie dolatywał z zamkniętych salonów. Wskazawszy wielkie, dębowe podwoje, rzekła:
— Jego Eminencya zajmuje całe skrzydło wychodzące na podwórze i na rzekę... Jest to zaledwie czwarta część pierwszego piętra, sale od paradnych przyjęć oddawna stoją zamknięte... Trudno utrzymać w porządku taką stodołę, wreszcie po co?... Trzebaby chyba spraszać połowę Rzymu, żeby to zapełnić...