Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/160

Ta strona została przepisana.

gardą! Z fal ta najgorzej huczy, co się ma rozbić na piasku; — piersi ludzkie, to fale świata.“
A tu grunt zaczął niżej zstępować, a światło szubienic przyświecało jeszcze ale coraz słabiej, aż ukazały się w dole inne gwiazdeczki, sine, niewzruszone, na wzór lamp czuwających w szpitalu. Każda z nich, nad rogożą zatknięta — na każdej rogoży niewiasta i lud cały niewiast leży, jęczy, wzdycha, płacze. Gdzie niegdzie ozwie się krzyk ostatni, śmiertelny — i znowu jęk, westchnienie, płacz przeciągnion w coraz dalsze i głębsze podziemia.
Jedna z tych zerwała się przed widmem Danta, okręciwszy około rąk włosy rozpuszczone i targając je; — a młodzieniec ujrzał jej duszę wplecioną między te włosy, od głowy do rąk i od rąk aż do stóp spływającą z niemi, w nieznośnych podrzutach: „Mów ty, a krzyknęła, „ktokolwiek jesteś, i ty drugi, mówcie wy oba mężczyźni, czemu mnie z powierzchni świata zepchnięto do dołu? Pókim ciało miała nadobne, chodziłam w promieniach słońca — ludzie dobrzy byli dla mnie. Gdym zwiędła jak kwiat, jak napiękniejszy kwiat, wzięli mnie, zrzucili między gnijące w ciemny mrok, gdzie płacz i zgrzytanie. Im, mężczyznom kiedy zestarzeją, młodzi pieśni pochwalne śpiewają; nam przededniem śmierci nie wiele dni jeszcze, każą kłaść się do trumny. Prosim się, skarżym się, wołamy. Oni daleko, oni nie słyszą — potem konać zaczniem; oni jeszcze dalej, oni nie przyjdą nas pożegnać — tak trzeba umierać.“ A gdy mówiła, inne się dźwigały i wstawały, wołając: „Sprawiedliwości! sprawiedliwości!“ A za temi, inne jeszcze tłukąc się w pierś, szlochając, przeklinając. Aż strugi łez z ócz ich spłynęły na włosy ich długie i z włosów kapały na ziemię z głuchym szelestem dżdżu jesiennego. A słabsze lub bardziej znękane, ledwo się podniosły, znów upadały; inne, tylko klęczeć mogąc wlokły się na kolanach; inne, twarz przez pamięć piękności zasłaniając rękoma,