Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/56

Ta strona została przepisana.

brukowali ten podwórzec, a ja nie zasnąłem, nie odszedłem aż skończyli — wtedy ich wszystkich stracić kazałem!

Irydion.

Kogo?

Heliogabal.

Podłe niewolniki! — Co się pytasz o nich? Oni poprzedzili pana swojego. — Czyż w Rzymie kto powinien wiedzieć, że się Cezar do śmierci gotuje! — było ich stu tylko i chłopiąt dwoje. — Ach! ja nie oddam w ręce ludu śnieżnych członków moich — ja tu głowę moją świętą rozbiję — niech po dyamentach krew moja spływa do Erebu.

Irydion.

Cóż grozi tak nieodzownie?

Heliogabal.

Alexyan — przebrzydłe imię. — Alexyan! oby zginął przed czasem. — Alexyan! potrójnej Hekacie głowę jego poświęcam — on, on, Alexyan czarne waży myśli i gotuje zdradę.

Irydion.

Opatrzne oko moje wytężone nad nim i nad matką jego.

Heliogabal.

Nie przerywaj mi — nie broń go jeśli miłe ci powietrze, którem oddychasz — słuchaj — na to byś słuchał, przyjść ci kazałem. — Szpiegi mi donieśli, że z Ulpianem się naradza, że od kilku dni bledszym się wydaje, że w zadumaniu to odwija, to przygłaszcza pukle — a ten Ulpianus, co przyleciał z Antiochii, ha! czy wiesz co on zamyśla?

Irydion.

Słyszałem często o nim jako o zawołanym prawniku.