Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/63

Ta strona została przepisana.

uczułam twardą maskę, zrobioną na podobieństwo moich rysów.
„Krzyk wyrwał mi się z piersi, ledwie jednak mogłam dosłyszeć dźwięk mojego głosu, gdyż maska ściskała mi usta i tylko przez wązkę pozostawioną szparę z trudnością oddychałam.
„Ochłonąwszy z przerażenia, poczęłam zastanawiać się nad tem wszystkiem co się ze mną stało, mięszając w myśli wypadki rzeczywiste z wspomnieniami owego dziwnego snu i zaczynałam podejrzywać, iż nie był on może tak dalekim prawdy.
„Milord spełnił swą groźbę. Nie miał odwagi mnie zabić, a jednak usiłował pozbyć się mnie i usunąć ze świata. Dzięki zadanemu mi narkotykowi, wpadłam w stan zupełnego znieczulenia, z którego skorzystano, by mnie ogłosić za umarłą i zapewne pochować! Czujność władz i podejrzenia, jeżeli jakie były, przygłuszono pieniędzmi!
„Milord Montrath jest tak bogatym!
„Im bardziej się nad swym losem zastanawiała, tem więcej przypuszczenia moje wydawały mi się prawdo podobniejszemi. Po odbytej komedyi pogrzebu, wydobyto mnie z grobu i wywieziono!
„Ale dokąd? Gdzież mnie ukryć zamierzano? Po wóz już jechał czas długi, zdawało mi się jednak, że się obraca wciąż w kółko i powraca w to samo miejsce. Razem ze mną jechała druga kobieta, ale ani na chwilę nie przerwała milczenia. Poznałam jednak zaraz Maryą Wood. Powietrze w powozie było przesiąknięte dusznemi wyziewami araku i wódki.
„Tymczasem nadszedł dzień, poznałam to po słabym promyku światła, jakie się przecisnęło pomiędzy maską i memi ustami.
„Powóz nie zatrzymywał się ani na chwilę. Zdaje mi się jednak, że kręciliśmy się wciąż nakoło Londynu i może będę mogła wytłómaczyć ci kiedyś na czem opierałam podobne przypuszczenia. Cała ta długa jazda tylko udawała daleką podróż. Chciano wprowadzić mnie w błąd i odebrać mi wszelką możność rozpoznania gdzie się znajduję.
„Trzeba było widocznie, bym uchodziła za umarłą i gdyby moje wołanie ratunku wydostały się kiedy na zewnątrz, by nikt mi z pomocą nie pospieszył.
„Jak tu pomódz biednej istocie wołającej o ratunek, a która nawet wskazać nie umie, gdzie jej z takowym pospieszyć trzeba.
„Co począć? Może i oczy czyje wyczytają tę skargę podpisaną krwią moją, lecz nadaremnie szukać będą nieszczęśliwej ofiary. Ty nawet Morrisie, gdyby Bóg ci pozwolił znaleźć ten mój ostatni może krzyk rozpaczy, nadaremnie szukałbyś mnie!
„Nie wiem bowiem sam a gdzie się znajduję!
„Jakieś niewyraźne przeczucie powiada mi, iż jestem w Londynie, ale nie mam najmniejszej pewności. Może zawieziono mnie do Francyi, może do jekiego kraju, którego i nazwiska nie znamy, my biedni ludziska z Connaught. Podróż bowiem trwała długo, kilka razy światło dostające się przez szparę w masce następowało po zupełnych ciemnościach. Wreszcie wsadzono mnie na okręt i długi czas na nim przebyłam.
„Lord Jerzy jest bogatym. Jeżeli mógł, jak przypuszczam przekupić lekarza, który stwierdził śmierć moją, tem łatwiej mógł nabyć własny statek z obsługą zaprzedaną mu z duszą i z ciałem. Okręt ten niezawodnie do niego należał, wraz z sternikiem i z majtkami, gdyż na moja jęki, żadna litościwa dusza nie odpowiedziała. Prócz mnie i Maryi Wood nie musiało być żadnego pasażera, słyszałam bowiem tylko rubaszne wykrzykniki majtków, których głos brzmiał wśród smutnego szumu wiatru, jęczącego między żaglami.
„Czyżbyśmy płynęli po Tamizie? czy też na pełnem morzu? Ale Tamiza jest tak szeroką jak morze. Zdawało mi się jednak, że gdyśmy odpływali, jako też gdyśmy przybijali do brzegu, bałwany były mniej wzburzone. Prawdopodobnie wypłynęliśmy na morze, a następnie wrócili Tamizą i jestem w Londynie.'
„W każdym razie wysadzano mnie na brzeg i uczułam stały ląd pod stopami. Poprowadzono mnie ulicą spadzistą, słyszałam zgrzyt bram otwieranych i kluczy w zamku, naraz odjęto mi maskę.
„Znajdowałam się w obszernej sklepionej sali, z wilgotnemi ścianami, do której światło dochodziło wązkim otworem pozostawionym ukośnie w murze. Ujrzałam przed sobą towarzyszkę podróży, ową angielską sługę z Ryszmondu. Była w bogatej odzieży, z brylantowemi pierścionkami na palcach, z perłami we włosach, a twarz jej, na której pozostały ślady pijaństwa, była uśmiechniętą.
„— Będziesz tu jaśnie pani mieć ładny apartamencik. Nikt jej w rozrywkach przeszkadzać nie będzie. Tak to się dzieje na świecie, jedni spadają nizko, drudzy się wznoszą. Zdaje mi się, że mnie jaśnie pani przyniosła szczęście.
„Ukłoniła mi się z szyderczem uszanowaniem.
„— Żegnam jaśnie panią, — rzekła, — i pozostaję na zawsze pokorną służką Waszej Wielmożności.
„Marya Wood wyszła. Pozostałam samą.
„Gdy pierwsze chwile przygnębienia, które mnie przykuło do mego miejsca przeszły, usłyszałam dziwny szmer w tej stronie, którą wyszła angielka. Długi czas nie mogłam sobie zdać sprawy zkąd on pochodził. Dopiero gdy ustał, zdołałam rozpatrzeć się w ciemności i odgadnąć przyczynę.
„Zamiast drzwi, któremi się tu dostałam, ujrzałam kamienie wiązane wilgotnem jeszcze cementem. Szmer, zasłyszany przezemnie, pochodził od mularzy, którzy zamurowali drzwi.
„Jestem tedy zamkniętą w grobie! Morrisie, już cię więcej nie zobaczę!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .