Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

— To dlatego, że go szanujesz — odpowiedział ojciec.


SYN KOWALA.

Tak, ale i Prekossiego ja szanuję, a nawet powiedzieć, iż go szanuję, to jeszcze zamało. Prekossiego, syna kowala, tego drobnego, szczupłego i bladego, co ma oczy takie dobre i smutne i minkę wystraszoną, — tego, co taki nieśmiały i mówi każdemu: „przepraszam,“ — co to zawsze jakiś niedomagający, a jednak, pomimo to, tak pilnie się uczy. Ojciec jego upija się wódką, wraca do domu pijany i bije go bez najmniejszego powodu, a książki i kajety lecą w różne kąty od jednego zamachu tego pijanicy; i biedny malec przychodzi do szkoły z sińcami na twarzy, czasem z twarzą całą zapuchniętą i oczami zaczerwienionemi od gwałtownego płaczu. Ale nigdy, nigdy nie można go doprowadzić do tego, aby powiedział, iż go ojciec wybił.
— Twój ojciec bił ciebie! — mówią doń towarzysze.
A on zaraz woła:
— Nieprawda, nieprawda! — żeby na ojca nie ściągnąć pogardy.
— Tę kartę toś nie ty spalił — mówi doń nauczyciel, pokazując mu jego piśmienne wypracowanie na wpół spalone.