Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/420

Ta strona została przepisana.

Wmaszerowały głębokie, wyrównane, karne, żelazne kohorty gjermanów. Polacy patrzyli na nich z lękiem i trwogę, „polskie mieszczaństwo“ o haczykowatych nosach i przydługich anglezach witało „nasich“ radosnym szwargotem i narzucało się z rzeczową informacją.
Zapanowała mocna brutalna łapa rządów wspaniale sprawnej administracji niemieckiej. Wszystko dla wojska i „faterlandu“. Wywożą planowo, metodycznie rekwirowane co raz bezwzględniej i brutalniej: żywność, maszyny, towary, lasy, dachy, klamki, rondle i co tylko ma jakąś wartość. Wywożą pod różnymi pozorami ludzi do Niemiec do pracy i do więzień. Warszawa w nędzy pustoszeje. W wielu domach połowa lokali stoi pustkami. Głód coraz straszliwszy. Ludzie pozawijani w szmaty, chodniki, kołdry stoją całymi nocami w ogonku w oczekiwaniu na sprzedaż porcji żywności, niewiadomo dla kogo wyznaczonej: czy dla wróbli, które już zjedli Niemcy, czy dla ludzi. Tyfus głodowy i choroby zakaźne sieją spustoszenie. Ludzie mrą na ulicach. Na cmentarze ciągną szeregi ręcznych wózków z trupami.
Nie wolno zmieniać miejsca pobytu bez zezwolenia i wykazania się świadectwami szczepień ochronnych i nie posiadaniem wszy. Za każde świadectwo trzeba płacić. Władze niemieckie nakazują budowę szpitali zakaźnych. Wielki brak lekarzy na prowincji. Stałe kontrole sanitarne mieszkań, klatek schodowych, strychów i piwnic. Sypią się na prawo i lewo dotkliwe kary. Sławne z niechlujstwa miasteczka zmieniły swój wygląd — mieszkańcy posłusznie i kornie zamiatają, czyszczą, myją i polewają wapnem.
Zanim wojsko rozkwateruje się w miasteczku, następują aresztowania kobiet podejrzanych o swobodny tryb życia. Płacze, spazmy, denuncjacje. Niemcy dbają o zdrowie swych żołnierzy.
Wzrastający tragizm położenia całego narodu począł otwierać ludziom oczy. Zaczęto uznawać tak do niedawna odżegnywany od czci i zwalczany ruch i pracę pionierów Niepodległości, którzy wbrew opinii wyszli byli na spotkanie nowego życia. Kiedy legioniści znaleźli się za drutami i kratami więzień, nastał ogólny żal i bezsilna rozpacz.
Ze wschodu począł napływać wiatr, niosący iskry i dymy pożaru imperium rosyjskiego. W odblaskach olbrzymiej łuny budziła się w Polsce coraz silniej i rozleglej świadomość konieczności przebudowy stosunków społecznych. Wielu przejrzało, a wielu zaczadziało i oślepło.
Europo w bólach i wstrząsających drgawkach rozpoczęła długotrwały poród nowej epoki, nowej ekonomii i nowego stosunku człowieka do zadań polityki i gospodarki.


Zmora wojen.

W spiekocie, w tumanach pyłu, z zaschłym na drewno językiem, z zaciśniętymi zębami odbywamy nad Styrem dziki taniec wojenny. W bitwach i marszach, w ogniu i szarżach spychamy konną armię kozacką na po-