Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/175

Ta strona została przepisana.
167

bo choć kto zakochany, musi się rozrywać, osobliwie, kiedy nie jest pewnym wzajemności. Dwaj młodzieńcy jeszcze jednakże nie byli w tym stanie; myśleli wiele o Izorze, ale nie przyznawali się nawet przed sobą samemi, do niczego więcej, jak tylko do ciekawości. Zaczynając kochać... igramy z tém uczuciem, potém ono z nami igra... a kiedy się chcemy go pozbyć, widziemy że już za poźno!
Wszyscy udają się do ogrodu; wybiérają miejsce gdzie najmniej buraków, i mieszczą orkiestrę na próżnych beczkach, co choć nie bardzo ładnie, lecz że to tylko dla wieśniaków, wiec uchodzi. Piszczałki, fujarki i bębny, składają muzykę. Wieśniacy stają wesoło do tańca. Robino pomyślał że musi bal rozpocząć — lecz już jego towarzysze zamówili sobie najładniejsze tańcerki, on bierze tę,