Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żadnym sposobem, jagódko! — odpowiedziała z uśmiechem.
— To weźże dziaduniu, a módl się za tę panią!
I to mówiąc chłopczyk, rzucił w torbę złotówki, a sam odszedł coprędzej.
— Módl się, dziadku, i za to dziecko — dodała rozczulona kobieta — żeby mu Bóg pozwolił wyrosnąć na zacnego człowieka.
Siwy staruszek długo się modlił za dobrego chłopczyka, a Bóg wysłuchał pewnie prośb jego, bo On sprawiedliwych i dobroczynnych od wszelkiego złego strzeże.