Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

PIPPA: Podoba mi się taka zabawa!
NANNA: A teraz słuchaj, co ci powiem; perły to będą, nie słowa! Od czasu do czasu każ sobie pokojówce wyssać na szyi sińca, albo ugryźć się w policzek, tak, aby było znać obydwa rzędy zębów. Serce się przewróci w niejednym, gdy to zobaczy, albowiem zaraz pomyśli, że to jego rywal zrobił.
Także przewracaj za dnia pościel na łóżku, targaj włosy i ukazuj się z zaczerwienionemi policzkami, jakbyś się bardzo zmęczyła. Twoi miłośnicy dyszeć będą z zazdrości, niby ów, co małżonkę na gorącym schwycił uczynku!
PIPPA: Wezmę tę radę do serca!
NANNA: A ja radować się będę, jeśli słowa moje owoce wydadzą, jako ziarno na polu zasiane. Jeśli je zaś na wiatr rzucałam, to moim rozpaczam i smutkom końca nie będzie, albowiem w ciągu tygodnia roztrwonisz grosz, krwawo zapracowany przezemnie! Tutaj przerywam! Nie narzekaj, żem nadużyła twej cierpliwości i raduj się, że ci jeszcze więcej nie nagadałam.
PIPPA: A cóżbyście mi jeszcze powiedzieć mogli?

Po tych słowach powstała matka Nanna z miejsca, ile że jej nogi ścierpły od przydługiego siedzenia. Ziewnęła, przeciągnęła się i poszła do kuchni. A kiedy wieczerzę podano, jej pojętna córeczka nic jeść nie mogła z radości, że już niebawem sama interes otworzy. Wyglądała zaiste, jak owo dziewczę,