Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

na baterye, najeżone bagnetami, grała wówczas potężnie błękitna krew w szlacheckich żyłach; umieli krokiem menuetowym brać na wzór muszkieterów francuskich szturmem działa forteczne. Ale czasu pokoju szli do antykamer książęcych intrygować, czołgać się, wysadzać wzajemnie z łaski książęcej, byle wszelkiego rodzaju lokajskiemi posługami ściągnąć na się uwagę i fawor pański. Pod pozorami przyzwoitości dworskiej rozpusta gnieździła się w tych ludziach, jak ptak nocny w pustkowiach. Dziewice wysokich rodów szły na nałożnice dworskie i nie tylko nie poczytywały za ujmę roli kochanicy książęcej, ale chlubiły się nią, jakby wysokim dworskim zaszczytem. Poczucie religijne wygasło, dusze wyschły do dna, wychłodły i zobojętniały zarówno na złe, jak i na dobre. Religia dworska, urzędowy konserwatyzm form zastępował prawdziwą wiarę, ateizm stał się modą tam nawet, gdzie, jako coś przeciwnego państwu, odrzucany i potępiany był przez władzę. Ten sam posiew wolteryański, który dla niższych warstw miał być czynnikiem, prowadzącym do przewrotu, rozkładał i toczył od wewnątrz, jak rak, klasy wyższe; tamte ośmielał i zachęcał, te osłabiał i pogrążał w przepaść swawoli, rozpusty i znikczemnienia.
Taka to była wyższa społeczność Niemiec, społeczność, do wysokiego stopnia strupieszała, wychłodła, żyjąca życiem sztucznem, wysilo-