Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

one w nasze myśli, rozpływają się w naszych uczuciach, ale nie wsiąkają w naszą wolę. Niechaj ktoś tak mnie wychowa i tak umoralni, ażebym nie zdołał nic takiego popełnić, co dla tych myśli jest głupie, a dla tych uczuć wstrętne. Niech mnie kto nauczy tego, ażebym, będąc człowiekiem rozumnym i uczciwym, nie zajrzał przeciwnikowi przy grze w karty, nie uwiódł ładnej kobiety, która nie stawia oporu, ażebym nie zamknął oczu na cudzą niedolę itd. Powiedzcie mi szczerze, czy którykolwiek z was potrafi tak mnie lub siebie ukształcić?
Milczeli.
— A czy może zbadaliście, dlaczego ludzie zacni w teoryi są niegodziwcami w praktyce?
— Zbieramy dopiero materyał — odezwał się prezes.
— Ha, będę go zbierał z wami, ale jeżeli po upływie pewnego czasu nie wydobędziemy z niego rozwiązania zagadki, machnę ręką na cały wasz bzdurny klub i założę inny. A wiecie jaki? Taki, w którymby członkowie wynajdywali sposoby przerabiania ludzi uczciwych w teoryi a niemoralnych w praktyce na skończonych łotrów, podłych w woli i w czynie, jednolitych. Dla ogółu, dla świata wszystko jedno, czy mu wyrządza krzywdy ideolog, czy nicpoń, a przynajmniej ci nicponie będą szczęśliwi, bo się uwolnią od wewnętrznego rozdwojenia i rozdźwięku.
Ale dosyć już na dziś filozofii. Pożegnam was, bo muszę wyjść na spotkanie pewnej pokusy, która mi