Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Henryk (przerywając z ironią). Które się dla pani zarznąć nie dało.
Irena. To koncept na obronę pańską za słaby, a na dowiedzenie dojrzałości za młodociany.
Henryk. Dostateczny jednak dla scharakteryzowania naszego kończącego się stosunku.
Irena (gorączkowo). Kiedy pan go postanowiłeś zakończyć?
Henryk. Kiedy pani mnie po raz pierwszy o to posądziłaś.
Irena. A pan się prawdy zaparłeś... dlaczego? Czy panu jeszcze wtedy było niedość moich uczuć, które odtrącić miałeś, i potrzeba aż mojego trzymiesięcznego zaślepienia, ażebyś dzisiaj niepodległość swego serca ogłosił? Nie broń się pan powolnością dla wuja, bo ona twoją pełnoletność krzywdzi; ale zasłoń się tem, żeś nie lepszy od innych i że masz za sobą większość swego rodzaju. Pociągnęła pana i przez chwilę bawiła uciążliwa rola męskiej stałości, ale wreszcie się nią znudziłeś i chętnie ją zamieniasz na wygodną rolę uwodziciela. A ja naiwna tak długo wierzyłam, że pan jesteś szlachetnym wyjątkiem w prawidle męskiego postępowania! Nie kłopocz się pan jednak naszem rozstaniem — ja o pańską miłość się nie upomnę i obłudy mścić nie będę. Ja tylko nie pozwolę panu wprowadzić do tego domu hańby! Wiem, dla kogo pan mnie rzucasz, wiem, że świętokradzkim zamiarem chcesz pan pokalać godność mojej bratowej, otóż pa-