Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/060

Ta strona została przepisana.

głód. Gdy Arjosa i Orlę przywiodą, oddam wam resztę zapasów, a sam ich nie dotknę. Tylko jeden dzień wytrzymajcie, skoro tego żądają bogowie!
Zmik. Tak, żądają. Jeżeli nie będziecie im posłuszni jeżeli pokutą nie wyjednacie ich pomocy w schwytaniu Arjosa i Orli, jeżeli wina tych grzeszników obciąży całą gromadę, bogowie wypuszczą na was wszystkie choroby i plagi, odetkają wulkany, zgładzą brzegi rzek, włożą sobie ziemię na ramiona i strząsną z niej ludzi w wodę. Uważajcie! Już nawet złe duchy oblatują nas wokoło, siadają na drzewach, powietrze od nich gęstnieje... Trzeba je siecią wyłowić, uwięzić, zakląć, a bogów prosić, ażeby je wymietli silnym wiatrem.
Alrun. Czarodzieju, ratuj nas od nieszczęścia!
Głosy. Ratuj!
Przerażony tłum rozproszył się i ukrył w szałasach.
Alrun. Czy ty rzeczywiście dostrzegłeś duchy?
Zmik. Całe roje.
Alrun. Czemu ja ich nie widzę i nie czuję?
Zmik. A czy widzisz i czujesz w tej chwili komara na swym karku?
Alrun. Nie.
Zmik. A jednak on na nim siedzi. Tak samo duchy.
Alrun. Gdybym ja mógł najgorsze złapać, poodłamywałbym im skrzydła i poukręcał głowy jak wróblom.
Zmik. Raz udało mi się zwabić je w wydrążoną ty-