Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/201

Ta strona została przepisana.

wać się w śliczną dolinkę. Ostatecznie dochodzę do przekonania, że nie ma rozkoszniejszej woni nad czyste ciało młodej kobiety. Co teraz robimy?
Heron. Będziemy szukali owych pachnideł. Jest to pora rannego spaceru i tokowania. Za chwilę wszystkie samiczki wylegną na wybrzeże. Chociaż przygotuj się na to, że są między niemi bardzo poślednie i że niektórym zrobisz zaszczyt, gdy im pozwolisz z sobą upaść.
Astjos. To mi obojętne. Abym nie potrzebował z niemi się podnosić, upadnę z każdą.
Heron. Dla mnie jednak te domieszki towarzyskie są wstrętne.
Astjos. Boś się postarzał. Każda ładna kobieta jest szlachcianką.
Heron. Tak, ale zwykle ma ona męża, brata, ojca, kuzyna, który licho wie skąd wylazł, a natrętnie przysuwa się do ciebie, ociera się, czepia.
Astjos. Trudno, mój drogi, jako wkup do wyższych sfer plebejusze dali nam swe piękne kobiety. Co do mnie, za tę cenę godzę się ich dopuścić, zwłaszcza że przyjąwszy daninę, mogę ich potem każdej chwili odpędzić.
Heron. Gdy będziesz mniej potrzebował tych ofiar, częściej wzdrygać się będziesz na ich przydatki. I ja dawniej nie zwracałem na to uwagi, dziś mnie razi ten swąd, który się wciska wszystkiemi szparami do szlachty. Kto tu dziś nie przyjeżdża i nie miesza się z ro-