Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
Nadgrobek.




Chwilę nad krwawym zabłąkany zagonem,
Wracam z pola znużony drogą nadpowietrzną,
Z próżnemi dłońmi, z sercem rozżalonem,
Kończąc wędrówkę marną, choć konieczną.
I w tył się zimną twarzą nie odwrócę,
Bo obojętnem jest mi to, co rzucę.

Nigdym się z ciemnych krain nie wychylił,
Ani rzeczywistości nie dotknąłem ręką.
Próżnom się stworzyć sferę życia silił:
Sen mi był życiem, przebudzenie męką,
I z za obłoków chyląc się niechętnie,
Patrzałem na świat łzawo, choć namiętnie!

I nigdym w nikim nie znalazł oparcia,
Coby podzielił ze mną gorycz próżnych chęci:
Więc sam zostałem zawsze podczas starcia,
Bezsilność nosząc w cielesnej pieczęci, —
I choć bojowych uniknąłem skażeń,
Zostałem za to bez plonu i wrażeń.