Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/250

Ta strona została przepisana.

Żyd zmienił się — w lichwiarza; motyl w gąsienicę.
Alchemja ludów dziwne kryje tajemnice!
Zgłodniałego tułacza do zbrodni zniewala,
A potem przeciw niemu tłumów gniew zapala,
I ręką, eo w bagniska wtrąciła go szpony,
Policzkuje go za to, że jest — obłocony...

Ja nie nazwę cię świętym, ludu Izraela;
Bop, choć często przez boleść lud się wyaniela,
Ty, pod burzami losu, w proch upadłeś czołem. —
Grzesznym jesteś człowiekiem dzisiaj, nie aniołem!
Płomień krwi, próżno chłodem ziębiony stuleci,
Przepalił pierś i zmysły twych namiętnych dzieci;
Cielesność często tłumi w nich czucia rozumne —
Żyd, umierając, złoto bierze z sobą w trumnę.

Jednak miniona wielkość i świeże cierpienia
Są nimbem, który ciebie poezją spromienia.
Próżnoby też kto przeczył ci praw do szlachectwa:
Jakże stare są twoje herbowe świadectwa!
Z edeńskiego pochodzą ogrodu i z arki;
A chociaż wzgardy brzemię zgięło dziś twe barki,
I z motłochem cię tłumów zmieszały przekleństwa,
Jeden jeszcze masz dyplom: szlachectwo męczeństwa!