Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/110

Ta strona została przepisana.

„Opanowali dwa ziemskie półgłoby,
„I szczęściu ludzi na drodze stanęli!”

☼        ☼

Lecz któż to konny na czarnym rumaku
Czwałein obleciał wkoło karawany?
Łuk ma przez plecy, strzał pełno w sajdaku,
A w ręku dżeryd wiatrem kołysany?

O! znam ja dżeryd, znam łuk Bednina;
Dżeryd dopóki wyrasta na bagnie,
Lichej postaci i pokorna trzcina
Kłania się wiatrom, lada ptak ją nagnie.
Lecz gdy żelazną dorobią jéj głowę,
Wnet błyska żądłem i oczyma węża,
Ptaki wyściga, wiatr sieka w połowę,
I jak wzrok dziewic tonie w sercu męża.
Łuk choć się zgina jako kark wielbłądzi,
Lecz jego strzała w beduińskiem ręku,
Jak w nocy noga wielblądki, nie błądzi.
Śmierć wroga jęczy w jego strény jęku.

Snać że nasz konny nie poto przyjechał
By kruszyć drzewce, lub dzwonić cięciwą,
Bo jak znajomy, jak brat się uśmiéchał,
Bo skoczył s konia. I jeszcze nad grzywą
Drżał w piasku dżeryd, gdy siadł u ogniska,
I słuchał piosnek wesołéj gromady.

„Bracia, jak u was? my dzikie nomady,
Skoro gość przyjdzie w nasze koczowiska,