Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/86

Ta strona została przepisana.

Idzie, choć męża serce nie wybiéra.
— I on nie winien. — Któż cnoty nie kocha,
Cnoty w tak młodéj, w tak pięknéj dziewczynie,
Któż niechce spocząć w objęciu anioła?

O, nie! — ja tylko kląłem i klnę ninie
Złą gwiazdę moję, głupie serce moje,
Co się uczepi jak pająk do zioła,
I z najmilszego kwiatu w życia łące,
Z miłości, zamiast ssać miody pachnące,
Gorzkie i mętne wysysa napoje.
I całe życie przędąc s téj osnowy,
We własnych sieciach wikła się i dręczy.
Ah! tak mię dręczy myśl ma, córka głowy,
Ah! tak ją smutek oplata pajęczy!

Widziałem tego szczęśliwca — i z razu
Gniew mój i boleść, jako dwa tygrysy,
Zamknąłem w piersi; przybrałem twarz głazu,
Lecz wzrok mój świécił blaskiem ostrza spisy
W boju, więc z oczu jad w serce przelałem;
I choć głos jego nad miedź rostopioną
Boleśniéj przez słuch przechodził mi w łono,
Ja żyłem, tchnąłem, patrzyłem, słuchałem,
I, na mój chandżar! dotrwałbym do końca,
Jak z razu niemy, zimny, niewzruszony.
Przeklęte wino! jedna o niéj wzmianka,
Jéj imię w jego ustach, imie żony,
Krew mi wzburzyło, zaćmiło blask słońca,
І tyłkom widział ją i jéj kochanka,
I chandżar i mą przyszłość długą, ciemną,
Nieznośną — jak noc jesienna. Nie pomnę
Już daléj, pomnę tylko że podemną
Blady, drżąc, jąkał słowa nieprzytomne,
Przekrzywiał usta i wywracał oczy.