Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/91

Ta strona została przepisana.

Nie świeższa od nieb. Przebacz droga,
Przebacz spójrzeniu że spoczęto chwilę
Na tych dwóch pączkach rozwinionych świéżo
Tchnieniem młodości, miłości. O! błoga
Godzina grzechów, co grzeszyć tak mile,
I co tak słodko na sumnieniu leżą.

Jam ją tak lekko w czoło ucałował,
Tak ostróżnie — lecz ocyka się, zrywa,
To ty? I wstyd ją piękniéj umalował
Niż wiosna rożę. Płaszczem się okrywa
I ku drzwiom ręką skinęła. Porwałem,
Uniosłem Azzę. O! z jakimż zapałem
Cisnąłem ją do piersi, jak rączo
Leciałem pędem pchniętej wiatrem fali,
Jak stopa moja ledwie piasek zmiata
Przez psy i stróże co się u nóg plączą!
Gdyby tak biedź biedź, aż do końca świata,
Gdy się świat skończy? — biedź daléj i daléj.

A ona drżała jak serce, i blada
Czy się zlituję jéj trwogi i bolu
Pytała wzrokiem. Tak gdy skrzydło kani
Maleńką ahu[1] odpłoszy od stada[2],

    A w wieczór, chłodne, na pół przezroczyste,
    Na stoł królewski dadzą.
    Amrulkejs, opisując swoję kochankę, mówi:n„twarz jej podobna jajku strusia, przechowanemu w czystym, niezmąconym nogą wędrowca strumie­niu.” Pers chetniéjby porównał piersi do dwóch białych bulek na wodzie kamforowéj.

  1. Gazelkę.
  2. Maleńką ahu odpłoszy od stada.
    Antelopa stepowa po arabsku zwana ahu,