Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/95

Ta strona została przepisana.

Co na wspomnienie błędów staje w oku,
Gorzka, piekąca. Bośmy się kochali
Młodą miłością — róży i słowika.

Te usta wiosny, ta kwiatów Sółtanka,
Z woni i wdzięków głośną była w dali.
Zefir wieść o niéj przynosił co ranka,
Do skrzydlatego w gaju pustelnika.
Przyleciał; ujrzał, pokochał, zaśpiéwał,
Róża westchnęła. Odtąd róży wonie,
I głos słowika zefir po wód łonie,
I łonie ziemi zléwał i rozléwał.
Wiosna wróciła. Znow słowik przy róży,
Znow róża kocha, wzdycha, słowik nóci.
Azzo! a nasze szczęście kto nam wróci?
A nasza wiosna powrotu nie wróży,
Wiecznie zimuje. Dzisiaj rozłączeni
Kiedyż się ujrzém, kiedy? — I zroszona
Łzami upadła Azza na pierś moję,
1 klęła ini się, że uczuć nie zmieni,
Myślą i duszą zemną poślubiona.

Boże! jak czysto, jak wyraźnie jeszcze
Pamiętam każdy wyraz, ton wyrazu,
Jéj głos, twarz, postać, s całego obrazu
Rys się nie zatarł, żyje! błyszczy! Pieszczę,
Gonię go — niby dziecko za motylem,
Co s kwiatu na kwiat upada w przelocie —
Nie, niewiesz ile szczęścia w téj pieszczocie,
Jak się promieni we mgłach mego losu!
Niekiedy głos mój dopóty nachylam
Aż mi coś wyda nakształt Azzy głosu,
Aż mi ją zabrzmi! I tak się czasami
Serce i oko i ucho omami,
Że słyszę jak mnie po imieniny woła,