Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Wrotny spojrzał przez szparę i poznał sąsiada,
Brama z dębowych desek na pół się rozpada,
I stanęła otworem pełna uprzejmości,
Jako serce szlachcica, kiedy wita gości.
 

VI.
Zbladło oblicze jeźdźca, uczuł bezład w duszy,

Kiedy ujrzał wśród klonów, jabłoni i gruszy,
W cieniu brzóz rozczochranych z białemi konary.
Dom italską strukturą, drewniany i stary,
Otoczony wokoło róż kolczystych płotem,
I ganek z ławicami, z herbownym klejnotem.
Fraszka wszystkie klejnoty, fraszka wszystkie róże!
Droższy skarb, świeższy kwiatek mieszka w lścińskim dworze.
Hej, nie dziw, panie Chełmski, że codzień masz goście,
Że na twoim dziedzińcu trawa nie poroście!
O! nie znajdziesz spokoju na twe stare lata,
Dopóki modrookiej córce twego brata
Nie wynajdziesz Bogdana — w domu pana stryja
Młodzież kamienne progi czołem porozbija,
A pijąc zdrowie krasnej, do dna powytacza
Twój miodek Jagielloński i wino z Munkacza.
Ot i ten, co przyjechał, co złotem się żarzy,
Młody Prokop Zaręba, ozdoba usarzy,
Muska pieszczoną bródkę i nastraja minę;
Niby to do starego przybywa w gościnę,
Niby chce się poradzić na sejmik zawity,
Czy głosować za Kmitą, czyli przeciw Kmity?
Niby z Pisma świętego ciekawość go bierze,
Czy ma słuszność pan Stankar, czy rzymscy Papieże?
I nie zrozumiał tekstu świętego Łukasza...
Urodzony Zarębo! mądra miłość wasza;
Ale pan Chełmski mędrszy, zgadł po tonie pieśni,
Że Łukasz, Kmita, Stankar waszeci się nie śni.
Że cię tutaj nie sejmik, nie Papieska władza,
Lecz panny Magdaleny spojrzenie sprowadza.