Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/163

Ta strona została przepisana.

dę miał pamięci usługi, któreście mi oddali, i że do grobowej deski wdzięczność dla was zachowam.
Gdyby z niebios wyroku miłość mnie nie uczyniła niewolnikie, gdyby oczy najpiękniejszej mojej okrutnicy w jasyr mnie nie wzięły, oczy tej pięknej panienki nad moją wolnością niechybnieby triumf odniosły.
Oberżystka, jej córka i nadobna Maritornes osłupiały, wysłuchawszy tej mowy rycerza. Nie zrozumiały z niej nic, tak, jakby po grecku gadał, chociaż i domyślały się, że to były dusery, hołdy i uniżonoścî oświadczenia.
A że do podobnych dworności w mowie nawykłe nie były, więc, spoglądając na niego i dziwując się wielce, odgadły, że musi być to człek osobliwego gatunku, całkiem różny od ludzi, których się zwykle widuje. Podziękowawszy mu pięknie za jego fawory, odeszły i zostawiły go samego. Asturyjka Maritornes opatrzyła Sanczę, który niemniej od Don Kichota zabiegów potrzebował.
Mulnik, o którym wspomniałem, zmówił się z Asturyjką, że tej nocy pobaraszkują trochę pospołu. Dziewczyna przyrzekła mu, że, gdy gospodarze się pokładą, a goście zasną, przyjdzie do niego i ukontentuje go do upodobania. Trzeba przyznać, że zacna ta panienka, gdy tylko dała komuś słowo, choćby to było gdzieś na pustyni, bez świadków, nigdy mu nie chybiła. Mieniła się być załamanego urodzenia i nie sądziła szlachectwu przez to ubliżyć, że służyła w karczmie, gdyż, jak mawiała, jedynie przeciwieństwa losu do tak pomiernego staniu ją przywiodły.

<Twarde, wąskie, nędzne i zdradliwe łoże Don Kichota stało pierwsze z brzega w tym królewskim chlewie; tuż obok usłał sobie gniazdko Sanczo na rogożach i plecionkach z sitowia. Kołdra jego wyglądała raczej na wór, niż na wełnianą tkaninę.
Za temi dwoma łożami widniało legowisko mul-